Różne sprawy wydarzyły się po drodze i dopiero teraz zdecydowałam się na napisanie trzeciej części o tym, mimo wszystko wspaniałym miejscu, jakim jest Scharfenberg. Czy ostatniej? Miejmy nadzieję, że będzie przynajmniej jeszcze jedna – ze szczęśliwym zakończeniem.

Nieistniejący już folwark Scharfenberg (Grudzieniec) przynależał do Malerzowic Wielkie, w powiecie nyskim, w gminie Łambinowice.

W 2017 r. napisałam dwie części artykułu o tym miejscu. Pierwsza tutaj:

https://opolankazpasja.pl/szarfenberg-nieistniejacy-palac-cz-164-nieistniejacy-palac-w-grudziencu-cz-1/

Druga tutaj:

https://opolankazpasja.pl/szarfenberg-nieistniejacy-palac-cz-265-nieistniejacy-palac-w-grudziencu-cz-2/

Jak to się zaczęło

5 maja 1945 r. uformował się sztab VII Śląskiego Okręgu Narodowych Sił Zbrojnych (NSZ) w Katowicach a wraz z nim oddział NSZ Henryka Flamego „Bartek”. Jest to największe zgrupowanie podziemia antykomunistycznego na Górnym Śląsku i w Beskidach. Głównym celem tego zgrupowania była walka z komunistami, prowadzenie ataków na posterunki Milicji Obywatelskiej i placówki Urzędów Bezpieczeństwa, likwidacje pracowników tych służb oraz prowadzenie akcji propagandowych.

„Król Podbeskidzia”

Na krótko przed wybuchem wojny w 1939 r. Henryk Flame ukończył Szkołę Podoficerów Lotnictwa dla Małoletnich w Bydgoszczy, a 1 IX 1939 r. jako pilot 123. eskadry myśliwskiej brał udział w bitwie powietrznej nad Warszawą. Jego maszyna została ostrzelana i zmuszona do lądowania, gdy ten próbował osłonić swego dowódcę. Dnia 19 września udaje się mu przedostać na Węgry. Tam wraz z innymi żołnierzami zostaje internowany i osadzony w tymczasowym obozie, skąd jednak już w listopadzie 1939 r. uciekł. Ukrywał się u węgierskiego gospodarza, ale został zadenuncjowany i trafił do niemieckiego obozu jenieckiego (Stalag 17A Kaisersteinbruch, zlokalizowanym na ziemiach austriackich, wcielonych do III Rzeszy).

W poł. 1940 r. opuścił obóz i wrócił do okupowanej Polski w rodzinne strony. Podjął pracę jako maszynista na kolei w Czechowicach. Równocześnie założył organizację konspiracyjną o kryptonimie HAK, która podlegała AK i zajmowała się dywersją, sabotażem oraz wywiadem na kolei. Po zdekonspirowaniu organizacji przez gestapo Henryk Flame uciekł z podkomendnymi do lasu, stworzył zręby oddziału partyzanckiego i nawiązał kontakt z Narodowymi Siłami Zbrojnymi. W lutym 1945 r. po wkroczeniu Armii Czerwonej na Górny Śląsk na polecenie narodowców ujawnił się wraz ze swoim oddziałem.

Został komendantem posterunku Milicji Obywatelskiej w Czechowicach, ale dalej pracował w konspiracji, dla podziemia. W kwietniu 1945 r., gdy znów groziło mu aresztowanie ze strony bezpieki, wraz ze swoimi ludźmi kolejny raz znalazł schronienie w lesie, gdzie stworzył zgrupowanie partyzanckie VII Śląskiego Okręgu NSZ. W ciągu zaledwie dwóch lat, w jego szeregi wstępuje ponad 300 żołnierzy.

Największą i najgłośniejszą operacją kapitana Flamego było jego wkroczenie ze swoimi żołnierzami 3 maja 1946 r. do Wisły i przeprowadzenie tam uroczystej defilady wojskowej z okazji święta Konstytucji. Podczas tego przemarszu funkcjonariusze MO i UB zabarykadowali się wewnątrz swoich budynków. Natomiast żołnierze Ludowego Wojska Polskiego po rozmowie z partyzantami, pozostali w koszarach, przyglądając się z daleka przemarszowi. Po całodniowej obecności w mieście partyzanci wycofali się w kierunku Baraniej Góry. Tego dnia nie padł ani jeden strzał. Informacja o tym bezprecedensowym wydarzeniu dotarła do samego prezydenta Bieruta, który nakazał natychmiastowe rozprawienie się z „bandą Bartka”.

Piękny obraz przedstawiający defiladę NSZ w Wiśle, która miała miejsce 3 maja 1946 r., na koniu ppor. Jan Przewoźnik ps. „Ryś”, rys. Marek Szyszko, źr. Fb Narodowe Siły Zbrojne.

Według relacji Antoniego Bieguna ps. „Sztubak” żołnierze maszerowali odstawieni jak na paradę, w mundurach z przypiętymi orzełkami na mieczu, z ryngrafami z Matką Boską. Mieszkańcy Wisły sądzili, że wybuchło powstanie. Wielu ludzi wręczało żołnierzom papierosy, czekoladę i inne smakołyki. W zwartych szeregach kilkuset partyzantów przemaszerowało przed oczami zebranych licznie mieszkańców. Zabezpieczeniem całek akcji zajmował się oddział Antoniego Bieguna ps. „Sztubak”. Po kilku godzinach oddział wrócił na Baranią Górę. Wydarzenie to było tak spektakularne, iż Henryk Flame po nim zyskał tytuł „Króla Podbeskidzia”.

Antoni Biegun ps. Sztubak, Jan Przewoźnik ps. Ryś, źr. Nasz Dziennik 3.03.2015, nr 51.

Kapitan Henryk Flame, źr. Wikipedia.org.

Operacja „Lawina”

Dotychczasowe próby likwidacji partyzantów nie przynosiły żadnych rezultatów. Nawet w Departamencie III Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego w Warszawie podjęto działania w celu infiltracji i likwidacji zgrupowania NSZ. Operacji tej nadano kryptonim „Lawina”. W ramach operacji Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego utworzono fikcyjny okręg Śląskich Sił Zbrojnych, kierowany przez agentów UB. W lipcu 1946 roku agenci UB nawiązują łączność z oddziałem „Bartka”. Na Baraniej Górze 7 sierpnia 1946 r. dochodzi do spotkania z agentami UB Henrykiem Wendrowskim ps. „Lawina” i Czesławem Krupowiesem. Wendrowski w rzeczywistości był podporucznikiem, byłym żołnierzem AK z Podlasia, który przeszedł na stronę komunistów i „wsławił się” likwidacją agenturalną oddziałów podziemia antykomunistycznego na Lubelszczyźnie.

Konsekwencja spotkania było, iż Henryk Flame uwierzył agentowni UB w sfałszowane instrukcje dotyczące planowanego przerzutu całego zgrupowania na Zachód. Tam, pod okiem Amerykanów partyzanci mieli przejść odpowiednie szkolenie i wrócić do kraju, żeby prowadzić dalszą walkę z komuną. Na początku na jakiś czas mieli zatrzymać się na Ziemiach Odzyskanych, żeby walczyć z tamtejszymi oddziałami Werwolf. Flame nie przeczuwając zagrożenia rozpoczął przygotowania do przerzutu swoich ludzi.

Od tego momentu brak jest jakichkolwiek dokumentów UB, które w „tajemniczy” sposób zniknęły. Pozostały jedynie relacje świadków.

Transporty śmierci

W wyniku operacji „Lawina” około 100 żołnierzy pod fałszywym pretekstem zostają przewiezieni trzema transportami na Opolszczyznę.

Pierwszy transport składający się z ok. 40 ludzi, na początku września (ok. 6-7 września) 1946 r. został przywieziony pod osłoną nocy do dawnego folwarku Scharfenberg. W akcji brał udział także lekarz Jerzy Iwański (dyrektor Polikliniki UB w Katowicach), który do butelek z wódką wstrzyknął przez zalakowany korek środek odurzający.

Żołnierze dostali kolację oraz alkohol ze środkiem odurzającym. Budynek, w którym przebywali był otoczony funkcjonariuszami UB (według relacji Jana Zielińskiego byli to Rosjanie w cywilnych ubraniach), którzy czekali, aż partyzanci zmęczeni pod wpływem alkoholu i środków nasennych zasną. Kiedy do środka pałacu wrzucono granaty ogłuszające, wybuchła panika. Część partyzantów próbowała uciekać oknami, część tylnymi drzwiami. Podczas przeprowadzonych badań archeologicznych właśnie w tej części dworku znaleziono najwięcej łusek. Oznaczało to, że partyzanci zaciekle bronili się. W tej nierównej walce nie mieli szans. Odurzonych alkoholem i środkiem nasennym wkrótce wszystkich wyłapano. Kazano rozebrać się im do naga, a następnie przy dwóch wykopanych wcześniej dołach uśmiercono ich tak, jak ofiary w Katyniu: strzałem w tył głowy – mówił prof. Szwagrzyk.

Żołnierzy z drugiej grupy (około trzydziestu) umieszczono w baraku na terenie dawnego niemieckiego lotniska Luftwaffe w Starym Grodkowie. Zdarzenie to miało miejsce między 10 a 15 września 1946 r. Stodołę zaminowano, a następnie wysadzono w powietrze. Zebrane szczątki partyzantów i ich rzeczy spalono, a następnie zakopano. Podobno jeszcze przez trzy dni funkcjonariusze przeszukiwali okolicę, aby nie zostawić po sobie najdrobniejszego śladu.

Trzydziestu żołnierzy z trzeciej grupy zostaje zamordowanych w dniu 26 września 1946 r. na polanie Hubertus koło wsi Barut. Do pomieszczenia, w którym spali partyzanci (była to obora wyścielona słomą znajdująca się w pobliżu zameczku Hubertus) wrzucono granat. Tych, którzy przeżyli, zaprowadzono nad wykopane doły, gdzie kazano im rozebrać się do naga, a następnie zabito ich, strzelając w tył głowy. Ciała wpadały wprost do przygotowanych dołów. Następnie doły te wraz z ich rzeczami spalono. Odgłos detonacji oraz strzały z broni były słyszane przez mieszkańców wsi. Widzieli oni także w lesie porozrzucane fragmenty zwłok ludzkich oraz odzieży po zamordowanych. Funkcjonariusze UB w obawie przed zdemaskowaniem, wrócili na miejsce zbrodni i dokładnie posprzątali teren, zbierając wszystkie szczątki pomordowanych oraz ich przedmioty i wywieźli je w nieznanym kierunku.

Ostatni, czwarty transport został wstrzymany.

Akcję likwidacyjną przeżyło początkowo trzech partyzantów – Andrzej Bujak (Bujok) ps. „Jędrek”, Władysław Nowotarski ps. „Lotny” i Cieślar (Cieślak). Po usłyszeniu strzałów, wykorzystując powstałe zamieszanie, „Jędrek” i „Lotny” uciekli na strych budynku. Zapewne pomogło im to, że nie pili alkoholu. Nazajutrz „Lotny” wyszedł z kryjówki. Został jednak schwytany i rozstrzelany. „Jędrek” przeleżał pod materacami trzy dni i dopiero wówczas opuścił kryjówkę, a następnie pieszo, a potem także pociągiem udał się w kierunku Wisły, skąd pochodził.
Trzeciemu partyzantowi, niejakiemu Cieślarowi udało się przypadkowo przejść obstawę (miał podwiniętą koszulę, która wyglądała jak biała opaska, a którą mieli oprawcy, aby można było ich rozpoznać). Niestety był on mocno oszołomiony wybuchem i odurzony alkoholem i wkrótce został zatrzymany i rozstrzelany.

Kiedy do kapitana Flamego przedostał się Andrzej Bujak ps. „Jędrek” i opowiedział wszystko, co spotkało grupę, ren początkowo nie uwierzył mu. Nawet przetrzymywano go jakiś czas w bunkrze, ale kiedy „Bartkowi” nie udało się skontaktować z „Lawiną”, zorientował się, że Bujak może mówić prawdę. Andrzej Bujak nie wiedział, dokąd ich zawieźli. Nie potrafił podać żadnej nazwy miejscowości, nie pamiętał też przez jakie miejscowości uciekał. Opowiadał tylko o domu ze strychem i kominem oraz znajdujących się tam starych materacach, pod którymi ukrył się. A kiedy po kilku dniach ucichło i ustała strzelanina, wyszedł z kryjówki i udał się w kierunku Babiej Góry.

„Jędrek” korzystając z amnestii ujawnił się. W 1952 r. obawiając się o swoje życie, nielegalnie przekroczył granicę z Czechosłowacją i przez Niemcy Zachodnie dostał się do Kanady, gdzie zmarł w 1991 r.

Zacieranie śladów

Zgrupowanie „Bartka” przetrwało do amnestii ogłoszonej w lutym 1947 r. W wyniku amnestii „Bartek” i jego ludzie ujawnili się. Teoretycznie byli partyzanci mogli już czuć się bezpiecznie. Jednakże tak naprawdę funkcjonariusze UB nadal działali. Zaczęły się liczne aresztowania, dziwne śmiertelne „przypadki”. Zemsta aparatu bezpieczeństwa dosięgła również samego dowódcę zgrupowania. Kapitan Henryk Flame 1 grudnia 1947 r. został zastrzelony przez milicjanta, sierżanta Rudolfa Dadaka. Zdarzenie miało miejsce w restauracji w miejscowości Zabrzeg. Pytany, dlaczego to zrobił, miał odpowiedzieć: „Nie mogę znosić, by tacy wrogowie demokracji, którzy przed niedawnym czasem strzelali do milicjantów, chodzili teraz bezkarnie”.

Zabójstwo Henryka Flamego w gospodzie w Zabrzegu, źr. Wikipedia.org.

Sąd uznał Dadaka za niepoczytalnego i skierował do szpitala psychiatrycznego. W szpitalu przebywał kilka miesięcy, po czym wyszedł z niego i jako zdrowy kontynuował pracę w MO. Milicjant nie został osądzony za swoją zbrodnię, tak samo jak inicjatorzy zamachu (m. in. Henryk Wendrowski). W następnym procesie został uniewinniony. Potem pracował jeszcze w komendzie MO w Raciborzu i na posterunku w Markowicach. W sieci krążą pogłoski jakoby w latach 60. XX wieku milicjant miał wpaść pod nadjeżdżający pociąg i zginąć na miejscu. Nie jest to prawda. Rudolf Dadak zginął 19 lutego 1954 r. w Czechowicach, popełniając samobójstwo[1].

Wracając do Henryka Flamego został pochowany na cmentarzu w Czechowicach-Dziedzicach.

Nekrolog Henryka Flamego.

Nagrobek Henryka Flamego na cmentarzu w Czechowicach-Dziedzicach, źr. bielsko.gosc.pl.

1 marca 2017 r., w Narodowym Dniu Pamięci Żołnierzy Wyklętych, prezydent Andrzej Duda nadał Henrykowi Flamemu Krzyż Komandorski Orderu Odrodzenia. „Bartek” został też mianowany na stopień majora.

Liczba zamordowanych

Pierwotnie mówiono o 167 zamordowanych żołnierzach. Skąd się wzięła tak dokłada liczba? Są to ustalenia określone przez samych kombatantów NSZ z kpt. Władysławem Foksą „Rodzynkiem” ówczesnym pierwszym prezesem Okręgu Podbeskidzie Związku Żołnierzy NSZ. Kombatanci NSZ z Podbeskidzia w latach 90. organizujący się we własny Związek, w pierwszej kolejności postanowili ustalić liczbę swoich kolegów, których nie doszukali się po ujawnieniu w 1947 r.  W ten sposób ustalili liczbę 167 partyzantów. Nie uwzględnili przy tym żołnierzy, którzy polegli w starciach i obławach w regionie (ok. 50 – 55) oraz ludzi, na których wykonano kary śmierci (24). Kombatanci NSZ w latach 90. nie dysponowali dokładnymi statystykami wytworzonymi przez UB, wobec czego wszystkich tych, których nie doszukali się po ujawnieniu, zaliczyli na poczet ofiar „Operacji Lawina”. W 2001 r. liczba 167 zamordowanych została oficjalnie uznana na pierwszym pomniku upamiętniającym zbrodnię na żołnierzach NSZ usytuowanym w Żywcu w okolicach dworca PKP.  W kolejnych latach liczbę zamordowanych szacowano na 140 do 200 zamordowanych, przy czym punktem wyjściowym była zawsze liczba 167.

Tymczasem mając dziś wiedzę o stratach ludzkich Zgrupowania (m.in. Charakterystyka nr 178) możemy pokusić się o działanie matematyczne:

167 (liczba wyjściowa wszystkich „zaginionych”) – ok. 55 (ofiary starć i obław) – 24 (ofiary KS) = ok. 90 (prawdopodobna i właściwa liczba żołnierzy NSZ zamordowanych w „Operacji Lawina”).

Liczba 90 (dziewięćdziesiąt) koresponduje z jedynymi liczbami, które zostały podane w dokumentach wytworzonych przez UBP. Podczas ujawnienia kpt. Henryk Flame „Bartek” zeznawał: „(…) nawiązałem łączność z kpt. Lawina, który dał nam rozkaz wysłania moich grup na Zachód i wysłałem 105 ludzi, o których do tej pory nie mam wiadomości”[2].

Charakterystyka nr 178 podaje: „(…) Zorganizowali oni we wrześniu 1946 r. sfingowaną akcję przerzutu członków NSZ z terenu pow. bielskiego i cieszyńskiego na Ziemie Odzyskane. W wyniku tej udanej operacji aresztowano (zamordowano – przyp. autora) 96 osób”[3].

Uzyskujemy zatem przedział liczbowy między 96 a 105, w którym zawierać się może nie tylko liczba około 90 (suma naszego działania), ale również koresponduje z zeznaniami ppor. Józefa Kołodzieja „Wichury”, człowieka najbardziej zorientowanego, ilu mogło wyjechać, był on bowiem koordynatorem tych transportów:

„Wobec tego, że auta przyszły więc zapakowałem część ludzi od „Bartka” i część ludzi od „Orła” razem 30 ludzi” – pierwszy transport. Drugim transportem odjechało 30 ludzi. Pojechały grupy: „Sztubaka”, „Groma”, „Lisa”, ale w części, gdyż reszta została” – drugi transport. Liczba potwierdzona po ekshumacji w kwietniu 2016 r. na polanie pod Starym Grodkowem: około 27-30 szkieletów. Na drugi dzień znów odbył się przerzut i pojechały znów grupy, a to mieszane grupy „Sztubaka”, „Wilejki”, „Lisa” i „Orła” – trzeci transport. W tym miejscu „Wichura” nie podaje liczby wyjeżdżających, ponieważ nie uczestniczył bezpośrednio w ich odprawieniu. Biorąc pod uwagę wcześniejsze liczby, możemy założyć, że i tym razem mogło wyjechać 30 ludzi”[4].

Podsumowując: w wyniku „Operacji Lawina” śmierć poniosły od 96 do 105 żołnierzy NSZ.

Prokurator Nawrocki – zeznania Jana Zielińskiego

Najważniejszym źródłem informacji są zeznania złożone przez Jana Zielińskiego, jedynego z około 70 funkcjonariuszy UB zaangażowanych w mord partyzantów, którego pod koniec życia ruszyło sumienie. Przebywający w domu starców Jan Zieliński pięciokrotnie został przesłuchany przez prokuratorów z Opola.

Z zeznań Jana Zielińskiego z 22 września 1994 r. wynikało, że zdarzenie miało miejsce na „samodzielnym folwarku”. Opisał, że był to piętrowy budynek z czerwonej cegły, do którego prowadziły kręte schody. W tle było widać wioskę z kościołem.

Analizując jego zeznania, w 1990 r. prokuratura w Opolu wytypowała lotnisko w Wierzbiu koło Łambinowic, a folwarkiem miała być stara leśniczówka. W 1993 r. śledztwo przejął Wiesław Nawrocki, Naczelnik Wydziału Śledczego Prokuratury Wojewódzkiej w Opolu. To on, szczegółowo analizując po raz kolejny zeznania, wskazał drugą lokalizację – Lotnisko w Starym Grodkowie oraz sąsiedni folwark. Podczas przeprowadzonej wizji lokalnej schorowany Zieliński nie był już w stanie wskazać miejsca popełnienia zbrodni. Rozpoznał jedynie drogę prowadzącą do lotniska i samo lotnisko w Starym Grodkowie. Zmarł 2 lutego 1996 r.

Wiesław Nawrocki mówił, iż Zieliński dość chętnie opowiadał o zdarzeniach, w których brał udział, ale pomniejszał w nich swoją rolę, zrzucając całą odpowiedzialność na Sowietów, a funkcjonariuszom UB przypisywał jedynie funkcję pomocniczą.

A jako ciekawostkę powiem Wam, że poznałam prokuratora Nawrockiego. Osobiście zadzwonił do mnie. Początkowo poczułam się jak na „ubeckim” przesłuchaniu. Zostałam przemaglowana pod kątem tego co wiem, o tragedii, która miałą miejsce na Scharfenbergu. Brakowało jedynie ciemnego pomieszczenia i lampy biurkowej, świecącej mi w twarz:) Ale już po chwili rozmawialiśmy jak starzy znajomi. Pan Nawrocki mimo, iż jest już na emeryturze i ma swoje lata, nadal interesuje się tą sprawą i próbuje rozwikłać losy zamordowanych żołnierzy „Bartka”. Temat żołnierzy wyklętych traktuje jako swoją pasję, czy wręcz życiową misję. Z całego serca życze Mu, aby udało się zakończyć tę sprawę.

Prokurator Wiesław Nawrocki i prof. Krzysztof Szwagrzyk, źr. Radio Opole.

PRZEBIEG POSZUKIWAŃ

Znalezienie szczątków z pierwszego transportu było bardzo trudne. Z zeznań Jana Zielińskiego z 22 września 1994 r. wynikało, że zdarzenie miało miejsce na „samodzielnym folwarku”. Opisał, że był to piętrowy budynek z czerwonej cegły, do którego prowadziły kręte schody. Obok budynku mieszkalnego znajdowały się stajnie oraz magazyny. Za budynkiem mieszkalnym ogród oraz sad. W tle było widać wioskę z kościołem. Zieliński stworzył także odręczną mapkę-szkic tego terenu. Podczas przeprowadzonej wizji lokalnej schorowany Zieliński nie był już w stanie wskazać miejsca popełnienia zbrodni. Rozpoznał jedynie drogę prowadzącą do lotniska i samo lotnisko w Starym Grodkowie. Zmarł 2 lutego 1996 roku. Według słów byłego Naczelnika Wydziału Śledczego Prokuratury Wojewódzkiej w Opolu, Wiesława Nawrockiego, który osobiście przesłuchiwał Zielińskiego na początku lat 90. uważa on, iż Zieliński dość chętnie mówił o zdarzeniach, w których brał udział, ale pomniejszał swoją w nich rolę oraz uważa, że nie mówił prawdy odnośnie udziału w likwidacji oddziału „Bartka” Rosjan, na których zrzucił całą odpowiedzialność, a funkcjonariuszom UB przypisywał jedynie funkcję pomocniczą.

2009 Ludzkie szczątki

O pierwszych doniesieniach, że w lesie koło Hunowa widać ludzkie kości donoszono na forum internetowym już w 2009 r. Jeden z forumowiczów napisał (pisownia oryginalna):

„Miedzy malerzowicami a szadurczycami w lesie znajduje sie palacyk lub dworek doszczetnie zniszczony pozostaly tylko ruiny jedni ludzie muwia ze zostal rozebrany zas inni ze wysadzony zas jeszcze inni ze partyzanci sie tam bronili i sie wysadzili niewiem ile wtym prawdy bylem tam pare razy pelno tam sie wala ludzkich szczatkow piszczeli miednic czesci czaszek.”

Miejscowe dzieci bawiły się znalezioną czaszką, grając nią w „piłkę”. Okoliczni mieszkańcy myśleli, że były to kości niemieckie bądź ruskie, choć dla mnie to żadne wyjaśnienie. Obojętnie kogo by nie były, to należy się zmarłym szacunek i należałoby szczątki pozbierać i przynajmniej złożyć do jednego wspólnego grobu. Niestety doniesienia te długo były ignorowane przez władze.

2012 IPN wkracza do akcji

W międzyczasie sprawa została zgłoszona do Instytutu Pamięci Narodowej, który zajął się tematem. Ekipa pod kierownictwem prof. Krzysztofa Szwagrzyka przyjechała w październiku 2012 r. i znalazła kości należące do kilkunastu młodych mężczyzn. Jak się później okazało, były to szczątki co najmniej 29 osób. Zabezpieczono i przebadano wówczas:

Znalezione fragmenty kości na Scharfenbergu podczas badań w 2012 roku, źr. Postanowienie o umorzeniu śledztwa w sprawie (operacja „Lawina”), Katowice 2013, sygn. akt. S 71/12/Zk.

Znalezione fragmenty kości na Scharfenbergu podczas badań w 2012 roku, źr. Postanowienie o umorzeniu śledztwa w sprawie (operacja „Lawina”), Katowice 2013, sygn. akt. S 71/12/Zk.

Ofiary zostały zastrzelone z bliskiej odległości w latach 40. XX wieku. Znalezione fragmenty obuwia świadczą, iż nie była to ludność cywilna. Znaleziono również medalik z wizerunkiem Matki Boskiej Częstochowskiej. W tym momencie sprawę powiązano z zaginionymi żołnierzami oddziału „Bartka”.

Znalezienie szczątków tej grupy było bardzo trudne przede wszystkim dlatego, że nie dość, że je spalono, to w latach 70. ktoś wykopał z pierwotnego miejsca i wyrzucił je gdzie indziej. Mówiono, że kości znaleziono w zwykłych reklamówkach.

Przeszukiwanie szamba ze szczątkami zamordowanych, fot. 2012 r., źr. forum.odkrywca.pl.

Szambo, w któym znaleziono szczątki zamordowanych, fot. 2012 r., źr. forum.odkrywca.pl.

 Badania wykazały, że w tym szambie zostały zdeponowane szczątki osób pomordowanych tzw. metodą katyńską, źr. Archiwum Medycyny Sądowej i Kryminologii 2015.

Obrażenia postrzałowe kości, źr. Archiwum Medycyny Sądowej i Kryminologii 2015.

Lewe kości piętowe, stanowiące podstawę do ustalenia wskaźnika MNI (minimum number of individuals), czyli minimalna liczba osób pochowanych w badanym grobie, źr. Archiwum Medycyny Sądowej i Kryminologii 2015.

2014-2015 Moje pierwsze spotkania

Po raz pierwszy na Szarfenberg trafiłam w 2014 r. w poszukiwaniu pozostałości po dawnym folwarku, który wypatrzyłam na starej niemieckiej mapie tzw. Messtischblatt. Był to lipiec, sam środek lata i teren był mocno zarośnięty. Trudno było w tych chaszczach cokolwiek znaleźć. Ale już wtedy to miejsce fascynowało mnie i przyciągało od pierwszego spotkania. Nie wiedziałam wtedy, że jeszcze tu wrócę. I to kilkukrotnie…

Scharfenberg latem 2014 r.

Kolejny raz znalazłam się tam rok później, 17 marca 2015 r. Natrafiłam wówczas na szambo, przy którym stały znicze. W pierwszej chwili nie skojarzyłam tego miejsca. Nie wiedziałam, dlaczego te znicze się palą. Coś mi świtało w głowie, ale nie mogłam sobie przypomnieć. Dopiero po kilku minutach doszło do mnie, że jestem przecież w miejscu, o którym czytałam kilka lat wcześniej. Że to właśnie tu zamordowano w okrutny sposób wielu ludzi, a ich szczątki były porozrzucane po okolicy. Wówczas, aż ciarki przeszły mi po plecach, jednocześnie ciesząc się, że tu jestem.

Miejsce po szambie w maju 2015 r.

Dziś miejscu po dawnym szambie stoi brzozowy krzyż. Organizowane są też tu uroczystości związane z obchodami Narodowego Dnia Żołnierzy Wyklętych (okolice 1 marca) oraz  upamiętnienie rocznicy zbrodni na żołnierzach NSZ 9połowa września).

Krzyż w miejscu szamba w latach: 2018, 2019, 2020 r.

2017 Kolejne szczątki w studni

W 2017 r. nastąpił przełom. W zasypanej studni znaleziono czaszkę, kość udową i piszczel. Obok, w dawnej fontannie, odnaleziono kolejne elementy szkieletu. Być może należą do tej samej osoby.

W studni były elementy żołnierskiego munduru – relacjonuje Marcin Kruszyński, prezes Regionalnego Stowarzyszenia Miłośników Historii i Wojskowości im. Rtm. W. Pileckiego „Kryptonim T-IV”. Znaleziono również ryngraf, charakterystyczny metalowy orzeł w koronie. Jest to najcenniejsze znalezisko. Świadczy dobitnie, iż w tym miejscu zabito żołnierzy z oddziału „Bartek”. Niemal identyczny odnaleziono w ubiegłym roku na terenie dawnego lotniska w Starym Grodkowie – dodaje.

Dawna fontanna, w której znaleziono kolejne szczątki żołnierzy, fot. 2015 r.

Wykopaliska w 2017 r. na Scharfenbergu, źr.ipn.gov.pl

Poszukiwania w 2017 r., fot. arch. M. Kruszyński.

Ryngraf znaleziony na Scharfenbergu w 2017 r., fot. arch. M. Kruszyński.

Znalezione artefakty w 2017 r., fot. arch. M. Kruszyński.

Marcin Kruszyński z tabliczką archeologiczną z przeprowadzonych badań sondażowych w listopadzie 2017 r., fot K. Strauchmann, NTO 10.11.2017

2018 Poszukiwania wokół pałacu

Rok później poszukiwania wznowiono w okolicy pałacu. Odsłonięto fundamenty pałacu, dzięki czemu miałam okazję je zobaczyć. Przeprowadzono prace archeologiczne w ramach kolejnego etapu prac poszukiwawczych, podczas których znaleziono m. in. liczne łuski, nieśmiertelniki, medalik oraz fragmenty kości ludzkich.

Autorka bloga Mariola z częścią ekipy Stowarzyszenie Kryptonim T-IV na Scharfenbergu w 2018 r. podczas poszukiwań szczątków pomordowanych żołnierzy z oddziału „Bartek”.

Łuska pięknie zachowana w kawałku drewna.

Znaleziony medalik w 2018 r.

Wywiadu dla Telewizji TVP 3 Opole udziela archeolog dr Dominika Siemińska, kwiecień 2018 r.

Znalezione artefakty w 2018 r., fot. arch. M. Kruszyński.

Znalezione artefakty w 2018 r., fot. arch. M. Kruszyński.

Co my tu mamy? Na zdjęciu prof. K. Szwagrzyk, M. Kruszyński wraz z pozostałymi członkami stowarzyszenia Kryptonim T-IV, fot. 2018 r., arch. M. Kruszyński.

Czasem trzeba też wejść do mniej atrakcyjnego obiektu jakim jest np. odstojnik, fot. 2018 r., arch. M. Kruszyński.

Zasypana fontanna po przeprowadzonych badaniach rok wcześniej, fot. 2018 r.

Badania sondażowe przeprowadzone w październiku 2018 r. Na zdjęciu zasypana studnia, źr.ipn.gov.pl.

Scharfenberg 2018 r., fot. arch. M. Kruszyński.

Przy okazji wykopano również przedmioty gospodarstwa domowego, jak butelki, porcelanowe korki od butelek, rozbite garnki kamionkowe, fragmenty naczyń kuchennych (np. talerze z sygnaturą Hohenberg) oraz liczne fragmenty pięknych ozdobnych kafli (podłogowych, ściennych, z pieców).

Dlaczego wszystko przekopujemy? Żeby wykluczyć każde miejsce – mówi Marcin Kruszyński. Efekty są takie, że znaleźliśmy medalik z Matką Boską, mosiężny guzik, klamry angielskich mundurów wojskowych battledressów, które wykorzystywali partyzanci. A także amunicję z 1944 r. Identyczną z tą wykopaną na terenie dawnego lotniska w Starym Grodkowie. Amunicji tej po wojnie używało UB.

Wszystkie znaki wskazują na to, iż to właśnie w tym miejscu, na tym ganku, nasi żołnierze bronili się – opowiada Marcin Kruszyński.

– To pozwala nam stwierdzić ponad wszelką wątpliwość, że to miejsce jest związane z likwidacją części oddziału „Bartka” – dodaje prof. Krzysztof Szwagrzyk.

Najprawdopodobniej żołnierzom kazano rozebrać się. Po zastrzeleniu, ciała wrzucono do szamba, a ubrania wraz z osobistymi rzeczami trafiły do studni, którą następnie wysadzono w powietrze. Pomimo zakrojonej na szeroką skalę akcji poszukiwawczej niestety nie udało się niczego więcej odnaleźć.

Przebieg prac wykopaliskowych w 2018 r.

„Samosiejki” 🙂

2018 Marcin Dędys ryngraf

Ostatni dzień. Wszyscy pomału zbierają się do wyjazdu po kolejnych poszukiwaniach, a z głębi lasu słychać okrzyk: „Jest orzełek. Znalazłem orzełka” – krzyczy Marcin Dędys.

Wszyscy jak jeden mąż biegną w miejsce, skąd dochodzą okrzyki. Każdy chce zobaczyć i dotknąć tej relikwii… To nie jest orzełek, to ryngraf Żołnierzy Wyklętych, taki sam jak ten z Barutu. (…) Zamieszanie, emocje sięgające zenitu, słowa uznania i telefon do prof. Szwagrzyka: „Mamy ryngraf”.

Odpowiedz jest krótka i zwięzła: „Przedłużamy poszukiwania o kolejne dwa tygodnie, jutro przyjeżdżam.”

Marcin Dędys – szczęśliwy znalazca ryngrafa, który jest traktowany niemal jak relikwia, M. Kruszyński.

Prof. Krzysztof Szwagrzyk

Dane mi było także poznać osobiście prof. Krzysztofa Szwagrzyka. Bardzo mi zaimponował swoją wiedzą oraz umiejętnością przekazywania jej zwłaszcza młodzieży, bo opowiada naprawdę niezwykle ciekawie. Jest to niezwykle spokojny człowiek o wyważonych poglądach.

Ważne słowa prof. K. Szwagrzyka, źr. „Solidarność” 2017, nr 2.

Trud i zaangażowanie prof. Szwagrzyka doceniają także inni. Celina Berini z Kłodoboku – prawnuczka żołnierza AK i WiN Władysława Bryka ps. „Brzask” wręczyła prof. Szwagrzykowi obraz Matki Boskiej Grudzienieckiej z ryngrafem. Obraz namalowała Małgorzata Moroń, a został przekazany przez potomków braci kpt. Jana Przewoźnika ps. „Ryś” i sierż. Tadeusza Przewoźnika ps. „Kuba” – Aleksandrę Moroń, Henrykę Gruszkę i Andrzeja Jamro.

Obraz Matki Boskiej Grudzienieckiej przekazany prof. K. Szwagrzykowi przez Celinę Berini.

Będzie teraz mały off topic, ale koniecznie posłuchajcie jak Celina śpiewa. Ma niezwykle mocny, niski głos i aż ciarki przechodzą, gdy się Jej słucha. Niestety w Internecie jest zaledwie kilka piosenek w Jej wykonaniu, dlatego jak tylko będziecie mieli okazję, to posłuchajcie Jej na żywo. A tu jedna z piosenek w wykonaniu Celiny:

2019 Rewolwer Jana Przewoźnika ps. „Ryś”

Kolejny milowy krok następuje jesienią 2019 r., kiedy to znaleziono mocno już skorodowany brytyjski rewolwer typu Pit Bul. Takie rewolwery mieli na stanie dowódcy Zgrupowania Oddziałów Leśnych. Najprawdopodobniej broń ta należała do Jana Przewoźnika ps. „Ryś”. Niestety pomimo użycia koparek i przekopania ogromnego terenu wzdłuż drogi prowadzącej do folwarku, nie udało się odnaleźć Jego szczątków.

Znaleziony rewolwer typu Pit Bul w 2019 r., fot. arch. M. Kruszyński.

Znalezione artefakty w 2019 r., fot. arch. M. Kruszyński.

Znalezione artefakty w 2019 r., fot. arch. M. Kruszyński.

Kopiemy w miejscu dawnego śmietniska. Na zdjęciu w niebieskiej kurtce autorka bloga, 2019, fot. M. Kruszyński.

Scharfenberg podczas wykopalisk w październiku 2019 r.

Scharfenberg podczas wykopalisk w październiku 2019 r.

Scharfenberg podczas wykopalisk w październiku 2019 r.

Według zeznań Jana Zielińskiego: „Jan Zieliński odbierał go [Jana Przewoźnika] z Czesławem Gęborskim (były komendant łambinowickiego obozu) na szosie. Gdy szli w trójkę na miejsce, w którym mieli przebywać ludzie „Bartka”, w połowie drogi przed laskiem, Gęborski wyciągnął pistolet i znienacka strzelił mu w tył głowy. Następnie chwycił go pod pachy i ciągnął około metrów 10–12 do wykopanego wcześniej dołu. Przed wrzuceniem ciała do grobu, Gęborski zdjął z ręki zastrzelonego zegarek lotniczy z kompasem, aluminiowy biały. Po tych wydarzeniach Jan Zieliński powołując się na atak choroby poprosił o zwolnienie ze służby. Po wyrażeniu na to zgody przez Wajntrauba, opuścił on miejsce zbrodni”.

Co ciekawe, aby zatuszować tą zbrodnię w oficjalnych dokumentach UB dotyczących Przewoźnika można przeczytać, że „Ryś” cały i zdrowy na mocy amnestii ujawnił się 11 marca 1947 r.

Niestety pomimo użycia koparek i przekopania ogromnego terenu wzdłuż drogi prowadzącej do folwarku, nie udało się odnaleźć jego szczątków. Ani prof. Szwagrzyk ani Marcin Kruszyński ze Stowarzyszenia T-IV nie tracą jednak nadziei na odnalezienie Jana Przewoźnika.

– Prędzej czy później ich odnajdziemy – zapewnia Marcin Kruszyński. Jestem święcie przekonany i głęboko wierzę w to, że ich odnajdziemy. Będziemy tu wracać tak długo, aż ich nie znajdziemy.

Czarne charaktery

Jak wiecie staram się pisać obiektywnie, na ile jest to możliwe, szukając informacji w wielu źródłach. Tak było i tym razem. Nie jestem ślepo zapatrzona w kult Żołnierzy Wyklętych, który powstał w ostatnim czasie. Jako historyk mam tę świadomość, że nie wszyscy Żołnierze Wyklęci zasługują na upamiętnienie. Wielu z nich było zwykłymi bandziorami, jak ci, którzy dokonywali mordu na bezbronnych, słabych kobietach i dzieciach:

– 24 lipca 1945 r. zabito Janinę Drewniak, działaczkę Związku Walki Młodych w Bielsku, oskarżając ją o udział w rozbiciu tamtejszych struktur podziemnych.

– 1 listopada 1945 r. wrzucono granat do mieszkania Józefa Szczotki w Czechowicach, członka PPR, zabijając go i jego żonę (ocalało kilkumiesięczne dziecko).

– 8 kwietnia 1946 r. w Pisarzowicach zabito członka PPR, a jego córce ostrzyżono włosy.

– 8 kwietnia 1946 r. w Hecznarowicach wykonano wyrok na innym członku PPR, przy okazji zabijając jego 13-letnią córkę i raniąc żonę. Wykonawca wyroku, 18-letni Józef Rauer „Bajan”, stwierdził, że to przez PPR-owców partyzanci muszą poniewierać się po lesie.

Również w kwietniu 1946 r. na Błatniej zastrzelono dwie kobiety, podejrzewając je o współpracę z UB, a 4 miesiące później z tego samego powodu – 16-letniego chłopca.

W nocy z 17 na 18 lipca 1946 r. uprowadzono z domu w Czechowicach i wykonano egzekucję na dwóch braciach Kempnych, działaczach ZWM (wcześniej ciężko pobito ich ojca). Po torturach – łamano im ręce i nogi, cięto nożami – jeden z nich miał przyznać się do zadenuncjowania łącznika „Bartka”.

– 13 maja 1946 r., po potyczce z obławą MO na Błatniej, partyzanci rozstrzelali 8 wziętych do niewoli funkcjonariuszy MO.

– 31 grudnia 1946 r. w Soli pobito Jana Habdasza za to, że na zebraniu gromadzkim w miejscowej szkole źle wypowiadał się o NSZ, a potem zastrzelono i dyrektora szkoły – Jana Duska.

Zgrupowanie „Bartka” przeprowadziło łącznie ok. 360 akcji, z czego 133 akcje aprowizacyjne (atakowano spółdzielnie i sklepy spółdzielcze, cukrownię w Chybiu, browar w Żywcu, sanatoria i domy wypoczynkowe w Wiśle i Szczyrku. Nie obyło się bez rekwizycji w gospodarstwach prywatnych – głównie żywności i pieniędzy, czasem ubrań, choć zalecano, aby dokonywać tego u ludzi popierających nowe władze), 20 ataków na posterunki MO, UB, WOP. Zginęło wówczas 41 funkcjonariuszy MO, UB i ORMO, 60 cywilów, w tym członkowie PPR oraz 86 żołnierzy z jednostek WP, KBW i WOP.

Pomimo tych drastycznych przykładów, nie należy wrzucać wszystkich do tego samego kotła, bo jednak większość z nich walczyła przede wszystkim z przedstawicielami nowej władzy. Zgrupowanie Narodowych Sił Zbrojnych, w tym oddział „Bartek”, było zaangażowane w walkę przeciwko nowo ustanowionej władzy komunistycznej w Polsce. NSZ sprzeciwiał się komunistycznym władzom, które przejęły kontrolę nad krajem po zakończeniu wojny i dążył do przywrócenia niepodległości Polski. Na celowniku znaleźli się aktywni działacze Polskiej Partii Robotniczej oraz funkcjonariusze Urzędu Bezpieczeństwa

W bezpośredniej walce poległo 53 partyzantów, 52 ujęto, z czego 24 skazano na karę śmierci. Do tego ponurego bilansu należy dodać ok. 100 ofiar akcji „Lawina”.

3 grudnia 2019

W międzyczasie wykonano badania genetyczne. Porównano próbki znalezionych szczątków z DNA członków rodzin żołnierzy „Bartka”. Wyniki ogłoszono 3 grudnia 2019 r. w Pałacu Prezydenckim w Warszawie na specjalnej uroczystości wręczenia not identyfikacyjnych 16 rodzinom ofiar. Zidentyfikowano dziewięciu żołnierzy oddziału Narodowych Sił Zbrojnych kapitana Henryka Flame oddziału Bartek.

Szczątki siedmiu z nich zostały odnalezione w miejscu byłego, poniemieckiego lotniska koło Starego Grodkowa:

Roman Bączek (25 lat)                                         

Antoni Byrdy (20 lat)

Jan Ficek (23 lata)

Stanisław Łajczak (21 lat)

Franciszek Pajestka (25 lat)

Franciszek Talik (23 lata)

Jan Wojtas (24 lata)

Natomiast zidentyfikowane szczątki pozostałych dwóch znaleziono w dawnym majątku Scharfenberg koło Malerzowic Wielkich:

Władysław Nowotarski ps. „Lotny” (21 lat)

Karol Talik ps. „Ryś” (23 lata).

Wręczenie not identyfikacyjnych rodzinom ofiar terroru komunistycznego w dniu 3 grudnia 2019 r. w Beldwerze w Warszawie. Zidentyfikowani: Byrdy Antoni, Bączek Roman, Ficek Jan, źr. ipn.gov.pl.

Wręczenie not identyfikacyjnych rodzinom ofiar terroru komunistycznego w dniu 3 grudnia 2019 r. w Beldwerze w Warszawie. Zidentyfikowany Talik Roman, źr. ipn.gov.pl.

Wręczenie not identyfikacyjnych rodzinom ofiar terroru komunistycznego w dniu 3 grudnia 2019 r. w Beldwerze w Warszawie.

22 lipca 2022

W tym dniu w Belwederze w Warszawie odbyło się wręczenie 30 not identyfikacyjnych rodzinom ofiar terroru komunistycznego. Poznaliśmy nazwiska kolejnych trzech osób, które po latach w końcu odzyskały swoją tożsamość:

Jan Drożdż ps. „Znicz” (25 lat)

Rudolf Mojeścik (17 lat)

Julian Wojciuch ps. „Wróbel” (21 lat).

Wręczenie not identyfikacyjnych rodzinom ofiar terroru komunistycznego w dniu 24 lipca 2022 r. w Beldwerze w Warszawie. Zidentyfikowany Rudolf Mojeścik, źr. ipn.gov.pl.

Wręczenie not identyfikacyjnych rodzinom ofiar terroru komunistycznego w dniu 24 lipca 2022 r. w Beldwerze w Warszawie, źr. ipn.gov.pl.

Wręczenie not identyfikacyjnych rodzinom ofiar terroru komunistycznego w dniu 24 lipca 2022 r. w Beldwerze w Warszawie, źr. ipn.gov.pl.

Zdjęcia zidentyfikowanych ofiar. Nie wszystkie rodziny posiadały zdjęcia zamordowanych, stąd tylko tyle. Od lewej: Bączek Roman, Byrdy Antoni (z siostrą na rękach), Łajczak Stanisław, Mojeścik Rudolf (z bratem na rękach), Nowotarski Władysław, Talik Franciszek i Talik Karol (bracia):

Zdjecia zidentyfikowanych ofiar mordu w 1946 r., źr. ipn.gov.pl.

Spośród ok. 100 żołnierzy „Bartka” zamordowanych 75 lat temu, odnaleziono do tej pory szczątki około 60, a spośród nich zidentyfikowano dotąd dopiero 12 osób.

Do ostatniego guzika

Oczywiście to nie koniec poszukiwań. Przecież jeszcze trzeba znaleźć pozostałych, chociażby Jana Przewoźnika ps. „Ryś”, zastępcy komendanta „Bartka”, który został zamordowany przez Czesława Gęborskiego z niemodlińskiego UB. Jan w chwili śmierci miał zaledwie 21 lat… W zeszłym roku odnalazł się jego pistolet. Teraz czas, aby znaleźć szczątki. I jestem przekonana, że to tylko kwestia czasu.

Znaczek pocztowy z wizerunkiem Jana Przewoźnika ps. „Ryś”, zaprojektowany w 2017 r.  przez K. Puzika.

Ktoś powie, po co? Przecież to już tyle lat minęło. Powinniśmy dać sobie spokój. A ja Wam powiem, że żyje córka brata Jana przewoźnika, Magdalena Jamro. I czeka z niecierpliwością, aby godnie pochować swojego wujka. Chce to zrobić dla siebie, jak i swojego ojca, Tadeusza Przewoźnika ps. „Kuba”, który nie doczekał tego momentu.

– Będziemy tu wracać. Do ostatniego guzika… – żarliwie zapowiada Marcin Kruszyński.

A jeśli Was nadal nie przekonała słuszność decyzji o poszukiwaniu szczątek zamordowanych, popatrzcie proszę na zdjęcia niżej. One same za siebie mówią, czy warto..

To jedno z moich ulubionych zdjęć. Jest w nim tyle emocji. Zostało wykonane podczas wręczenia not identyfikacyjnych 24 lipca 2022 r., źr. ipn.gov.pl.

To zdjęcie z kolei za każdym razem mnie wzrusza. Zostało wykonane podczas wręczenia not identyfikacyjnych 24 lipca 2022 r., źr. ipn.gov.pl.

I kolejne piękne zdjęcie. Zostało wykonane podczas wręczenia not identyfikacyjnych rodzinom ofiar terroru komunistycznego w dniu 3 grudnia 2019 r. w Beldwerze w Warszawie.

Podziękowania

Niedługo po publikacji pierwszego artykułu odezwał się do mnie Marcin Kruszyński, prezes Stowarzyszenia Kryptonim T- IV. To dzięki Marcinowi miałam zaszczyt poznać prof. Krzysztofa Szwagrzyka oraz wspaniałych ludzi ze Stowarzyszenia Kryptonim T- IV. Dzięki Niemu mogłam też uczestniczyć w poszukiwaniach pomordowanych w bestialski sposób żołnierzy z oddziału „Bartek”. Praca w tej ekipie to nie tylko zaszczyt – to wielki honor. Jestem ogromnie wdzięczna za zaufanie, jakim mnie obdarzał, informując na bieżąco o najnowszych znaleziskach. Z tego miejsca serdecznie dziękuję Ci, Marcinie!!!

Miejsce to jest magiczne. To tutaj poznałam wiele fantastycznych osób z niezwykłymi historiami. To miejsce, w którym przelała się krew, ale również nawiązały znajomości, które przerodziły się w wieloletnie przyjaźnie, trwające do dziś.

Publikacje

O Scharfenbergu ostatnio było bardzo głośno, napisano wiele artykułów o postępach prac wykopaliskowych. Ja natomiast wymienię tylko dwa – z uwagi na to, że znalazłam się na zdjęciach. Pierwszy to artykuł Marcina Kruszyńskiego „Scharfenberg – do ostatniego guzika”, opublikowany w kwartalniku „Wyklęci” 2020, nr 3. Dostałam też jeden numer z dedykacją autora.


Drugi artykuł ukazał się w Nowinach Nyskich 14 września 2019 r. Powstał przy okazji obchodów 73. rocznicy mordu na żołnierzach NSZ oddziału „Bartka”.

Uroczystości

„Jak myśl sprzed lat, jak wspomnień ślad, wraca dziś pamięć o tych, których nie ma…” – tym fragmentem piosenki „Biały Krzyż” chciałabym jeszcze wspomnieć o corocznych uroczystościach organizowanych na Scharfenbergu.

Pierwsza ma miejsce w okolicy 1 marca i związana jest z obchodami Narodowego Dnia Żołnierzy Wyklętych, który został ustanowiony przez Sejm Rzeczypospolitej Polskiej w 2011 r. Dzień ten dedykowany jest upamiętnieniu bohaterów antykomunistycznego i niepodległościowego podziemia, którzy stawiali opór sowieckiej agresji i reżimowi komunistycznemu.

Dzień 1 marca ma symboliczne znaczenie, bowiem nawiązując do wydarzeń z 1 marca 1951 r., kiedy to siedmiu członków IV Zarządu Głównego Zrzeszenia „Wolność i Niezawisłość” zostało straconych w więzieniu na warszawskim Mokotowie. Byli to: Łukasz Ciepliński, Adam Lazarowicz, Mieczysław Kawalec, Józef Rzepka, Franciszek Błażej, Józef Batory i Karol Chmiel.

Warto również wspomnieć, że już 1 marca 2009 r. w Opolu zorganizowano Dzień Żołnierza Antykomunistycznego, aby oddać hołd członkom zbrojnych organizacji niepodległościowych, którzy walczyli po II wojnie światowej z organami komunistycznego państwa.

Z kolei upamiętnienie rocznicy zbrodni na żołnierzach NSZ z oddziału kpt. Henryka Flamego ps. „Bartek” ma miejsce w połowie września. Główne uroczyści odbywają się na dawnym niemieckim lotnisku w Starym Grodkowie, ale zawsze też organizatorzy starają się, aby nie zapomnieć o Scharfenbergu.

Uroczystości upamiętniające zamordowanych przez UB żołnierzy NSZ, fot. 4 marca 2019 r.

Uroczystości upamiętniające zamordowanych przez UB żołnierzy NSZ, fot. 14 września 2019 r.

Uroczystości upamiętniające zamordowanych żołnierzy NSZ, fot. arch. M. Kruszyński, 14 września 2019 r.

Podczas obchodów Narodowego Dnia Pamięci „Żołnierzy Wyklętych”, fot. 1 marca 2020 r.

Podczas obchodów Narodowego Dnia Pamięci „Żołnierzy Wyklętych”, fot. 1 marca 2020 r.

Opracowała

 Mariola Nagoda (Opolanka z pasją)

 

Przypisy

[1] IPN Ka, sygn. 0146/236, k. 259.

[2] IPN Ka, sygn. 08/3369, t. 2, k. 90.

[3] IPN BU, sygn. 174/179, t. 1, cz. 1, k. 14

[4] IPN Ka, sygn. 01/7. t. 1, k. 31.

Bibliografia

Biegun Antoni, Moje życie, mój los. Wspomnienia okupacyjne i więzienne żołnierza NOW i AK, dowódcy oddziału w Zgrupowaniu NZS kapitana Henryka Flamego Bartka, Warszawa 2015.

Greniuch T., Pod komendą Bartka, Warszawa 2016.

Greniuch T., Chrystus za nas, my za Chrystusa. Historia zgrupowania oddziałów leśnych NSZ pod dowództwem kpt. H. Flamego „Bartka”, Kraków 2018.

Nowak T. Maciej, Operacja Lawina, Opole 2011.

Kruszyński M. „Scharfenberg – do ostatniego guzika” [w:] Kwartalnik „Wyklęci”, nr 3, 2020.

Szleszkowski Ł., Thannhäuser A., Szwagrzyk K., Jurek T., „Archiwum Medycyny Sądowej i Kryminologii”, 2015, nr 65, s. 17-36.

Szwagrzyk K., recenzja pracy doktorskiej mgr Tomasza Greniucha: Chrystus za nas, my za Chrystusa. Historia Zgrupowania Oddziałów Leśnych VII Śląskiego Okręgu Narodowych Sił Zbrojnych pod dowództwem kpt. Henryka Flamego „Bartka”, ss. 484, 25 czerwca 2018 roku.

Węgrzyn D., Zgrupowanie NZS Henryka Flamego „Bartka”, www.podziemiezbrojne.ipn.gov.pl/zol/teksty-historyczne/90813,Zgrupowanie-NSZ-Henryka-Flamego-Bartka-19451947.html [dostęp 06.11.2022].

Postanowienie o umorzeniu śledztwa w sprawie (operacja „Lawina”): Zbrodni komunistycznej stanowiącej zbrodnię zabójstwa dokonanej jesienią 1946 roku w okolicach Łambinowic przez funkcjonariuszy b. Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego na członkach Narodowych Sił Zbrojnych ze zgrupowania „Bartka” z rejonu Podbeskidzia. Katowice z dn. 2013.10.28, Sygn. akt. S 71/12/Zk.

www.ipn.gov.pl

IPN Ka, sygn. 0146/236, k. 259.

IPN Ka, sygn. 08/3369, t. 2, k. 90.

IPN BU, sygn. 174/179, t. 1, cz. 1, k. 14

IPN Ka, sygn. 01/7. t. 1, k. 31.

Zalega D., Antykomunistyczne podziemie na Śląsku: w oczekiwaniu na III wojnę światową, https://www.lewica.pl/index.php?id=30621&tytul=Kuro%F1:-My%B6l-musi-by%E6-wolna [dostęp: 01.12.2022].

 








Autor:
Data:
sobota, 2 marca, 2024 at 10:33
Kategoria:
Urbex, martyrologia, cmentarze, pomniki, militaria, zabytki techniki
Komentarze:
Możesz zostawic odpowiedz
RSS:
Możesz sledzic komentarze tego postu poprzez Kanal RSS

Dodaj komentarz